„Młoda osoba, choćby była skończoną pięknością, jeśli prowadzi życie nieregularne, jeśli nie dosypia nocy, jeśli nie odżywia się prawidłowo i hygienicznie, jeśli wiedzie to, co Francuzi nazywają „une vie desordonnee”, wprędce musi utracić wdzięki.”
O siódmej rano wypić dwie szklanki mleka, najlepiej prosto od krowy. Niestety, żyjemy w takich czasach, kiedy smak niepasteryzowanego mleka będzie nader egzotyczny, dlatego od biedy może być tłuste z kartonika.Musisz zostać w łóżku do godziny dziesiątej, kiedy to będąc jeszcze w pierzynie zjesz śniadanie składające się ze: szklanki kakao lub czekolady, bułki grubo posmarowanej masłem i talerzyka zimnego mięsa.Obiad zaplanuj na południe. Wśród dań nie może zabraknąć potraw mącznych i słodyczy. Potem śpij do szesnastej (żyć nie umierać!).Po przebudzeniu kolejne dwie szklanki mleka, potem na kolacje zjedz ponownie mączne potrawy, o dwudziestej pierwszej dwie…. tak, znowu dwie szklanki mleka i spać.Najlepiej kurację przytywającą prowadzić na wsi, gdzie świeże powietrze zbawiennie wpływa na apatyty. Pamiętaj, żeby w tym czasie zażywać jak najmniej ruchu. Leż i próżnuj, bierz ciepłe kąpiele w rozgotowanych otrębach (pomaga na suchą i zrogowaciałą skórę). Możesz też spróbować nacierać codziennie na noc ciało słoniną i spirytusem na zmianę ( co dwa tygodnie), a rano myć się w zimnej wodzie.
Jeśli chodzi o kąpiele, to już wtedy zalecano myć się przynajmniej raz w tygodniu (czego niektórzy pasażerowie MPK nie praktykują do dziś), w ciepłej wodzie, a codziennie obmywać ciało gąbką.
Pani Tallien, jedna z najsłynniejszych piękności czasów rewolucji francuskiej, latem brała kąpiele z poziomek i malin (10 kg poziomek i jeden kilogram malin rozgniata się i wrzuca do wanny z ciepłą wodą) Po wyjściu z owocowej wody obmywała się jeszcze gąbką zanurzoną w mleku. Podobno po takim zabiegu skórka robi się elastyczna i miękka, ale komu chciałoby się zbierać aż 10 kilogramów poziomek? (Nie wspominając o tym, że ja wolałabym je zjeść.)
Żeby schudnąć (dla odmiany) można do kąpieli dodać sodę lub potaż (węglan potasu, do dziś stosowany w produkcji mydła).
Dawniej kobiety do mycia twarzy poza wodą używały… tłustych kremów. Przecierały buzie ręcznikiem, lub chusteczką zamoczoną w kremie, co pewnie dodatkowo działało trochę jak peeling. Tłuszcz dobrze zbiera brud, a nawet dzisiaj, gdy zabraknie płynu do demakijażu można użyć zwykłego kuchennego oleju, który też powinien sobie dobrze poradzić z kosmetykami.
Sposobem na złagodzenie świeżej opalenizny jest przemycie skóry kwaśnym mlekiem.
Kąpiel raz w tygodniu brzmi nieco ohydnie (chociaż lepsze to niż nic), a co powiecie na mycie włosów co dwa tygodnie? Tak właśnie radzi autorka „Higieny”, jednak ja osobiście wolę nie ryzykować nie próbować. Do mycia włosów poleca wywar z rumianku, pokrzywy lub rozmarynu, który ma pomagać na nadmierne przetłuszczanie się włosów, za to odradza używanie samej wody, bo to grozi reumatyzmem. Podobno. W to śmiem wątpić, ale co do ziołowych wywarów, to racja. Rumianek polecany jest zwłaszcza blondynkom – rozjaśnia lekko włosy. Brunetki mogą zrobić wywar ze skorupek orzechów włoskich, co powinno przyciemnić fryzurę.
By zapobiec wypadaniu włosów nie należy ich mocno wiązać, upinać i skręcać. Dobrze jest codziennie zmieniać miejsce przedziałka i uczesanie, żeby nie były stale w jednym miejscu naciągane. Jeśli jesteś wystarczająco odważna, możesz spróbować natrzeć skórę głowy mieszaniną białego rumu i soku z cytryny, substancja ta ma podobno hamować wypadanie włosów, a nawet przyczyniać się do ich zagęszczenia.
Sok z cytryny rzeczywiście dobrze robi włosom, to taki zamiennik stosowanego dawniej octu, tyle że ładniej pachnie. Jest też przydatny w usuwaniu opalenizny, a nasze prababcie używały go też do mycia paznokci.
Dawniej kobiety radziły sobie o wiele lepiej i większość kosmetyków przygotowywały same w domu. Było im pewnie łatwiej, ponieważ kiedyś w aptekach można było kupić wszystko – od narkotyków po trucizny. Dziś dostęp do wielu środków potrzebnych do przygotowania w domu kosmetyków sprzed lat jest mocno ograniczony, nie wspominając o tym, że niektóre ich składniki były toksyczne. Od jakiegoś czasu poszukuję więc takich przepisów, które będą możliwe do wykonania w dwudziestopierwszowiecznych warunkach i będą bezpieczne. Zamierzam pobawić się w chemika, zrobić i przetestować je na własnej skórze, a następnie pokazać Wam efekty. Być może okaże się, że całe życie marnowałam pieniądze na gotowe kosmetyki.
Ja też lubię czasem gotowe kosmetyki, ale coraz częściej przychylam się to tego co napisałaś. Warto próbować wszystkiego!
Myslę podobnie, tym bardziej że w komercyjnych markach jest teraz cała masa chemii.